Lubicie jak dziewczyna jeżdzi na motorze? 2012-07-13 16:12:57; Czy przez okres 2 miesiecy mozna zapomniec jak sie jezdzi na motorze? 2012-02-19 18:34:59; Mam 17 lat a moja dziewczyna 28.Co sadzicie? 2017-04-19 12:47:26; Dziewczyna na motorze,.? 2010-01-31 19:14:53; Pytanie do dziewczyn :D czy podoba wam sie jak chlopak jezdzi na motorze? 2012
Plik 28 Moja babcia podkład.mp3 na koncie użytkownika madede • folder babcia • Data dodania: 14 sty 2019 Wykorzystujemy pliki cookies i podobne technologie w celu usprawnienia korzystania z serwisu Chomikuj.pl oraz wyświetlenia reklam dopasowanych do Twoich potrzeb.
Moja babcia jest lesbijką. 2020 • 95 minut • Hiszpania, Portugalia. Jak oglądać amerykańskiego Netflixa z Polski. Jak oglądać amerykańskiego Netflixa z Polski. Zobacz na Netflixie. IMDb 4.4. Moja lista. Film. Dwie kobiety po siedemdziesiątce rezygnują z dotychczasowego życia i biorą ślub.
Przetłumacz na niemiecki: Jak się nazywa twoja siostra Mój brat jeździ na rowerze Moja mama mówi po francusku To jest moja młodsza siostra Babcia gra na pianinie
2 илј. views, 73 likes, 21 loves, 28 comments, 4 shares, Facebook Watch Videos from Lineink.pl - Studio tatuażu Łódź, Salon tatuażu.: - Moja babcia jeździ jak błyskawica!⚡️ - Tak szybko? - Nie, tak
Dịch Vụ Hỗ Trợ Vay Tiền Nhanh 1s.
Nie ma lekko. Matka-artystka i niepokorna córka. To nie może być prosta historia. Obie uparte i bardzo zdeterminowane. I tak bardzo podobne! Trudna matka, trudna córka? Maryla Rodowicz: Kasia mieszka w Krakowie. Nie widujemy się więc codziennie. I może dlatego jest łatwiej. Katarzyna Jasińska: Proporcjonalnie do odległości. Maryla Rodowicz: Ale widujemy się, zwłaszcza na święta, to Kasia piecze dla nas ciasta, a ja mam tylko nadzieję, że połowa jej nie wyjdzie. Katarzyna Jasińska: Lecz jak na złość wszystkie są doskonałe (śmiech). W tym domu gotuje się jak dla wojska, sześć osób przy stole, więc musi być co najmniej sześć ciast. Maryla Rodowicz: Ostatnio sernik został pochłonięty jeszcze przed świętami. Nie martwiłabym się tym talentem. W zasięgu ręki masz drugi zawód. Maryla Rodowicz: Wszyscy mnie namawiają, żebym została cukiernikiem. Maryla Rodowicz: Tak, bo Kasia piecze codziennie, i to bardzo skomplikowane wyroby. Kiedy twój brat Jasiek będzie otwierał w sierpniu kawiarnię i bar w Krakowie, będziesz dostarczać im swoje ciasta. Katarzyna Jasińska: Razem z kubkami: "Wszystko z kocią sierścią smakuje lepiej". Mam taki kubek. A masz kota? Katarzyna Jasińska: Trzy. Maryla Rodowicz: Kiedy moja mama zapytała, ile Kasia ma kotów, bo nigdy nie pamięta i powiedziałam, że trzy, tylko machnęła ręką, co miało znaczyć: No tak, stara panna. To staroświeckie określenie. Nie przejmujcie się. Chciałabym porozmawiać o dojrzewaniu do bycia matką i do bycia córką – to temat zawsze aktualny. Katarzyna Jasińska: To nas nie dotyczy, wszystko jeszcze przed nami. Ale mama wiele z Tobą przeszła? Katarzyna Jasińska: Tak jak ja z mamą. Maryla Rodowicz: No wiesz?! Co ty ze mną przeszłaś? Ja taka tolerancyjna... Katarzyna Jasińska: Nie rozmawiajmy w ten sposób, bo to się źle skończy. Maryla Rodowicz: No coś ty! Może przypomnieć ci kilka faktów? Na przykład pojechaliśmy do Dubaju. Uparłaś się, że zaliczysz kurs nurkowania na jakimś basenie, do którego trzeba było dojechać taksówką. Katarzyna Jasińska: Było zupełnie inaczej. Najpierw odbywało się to w basenie u nas w hotelu. Dopiero potem na zajęcia teoretyczne jeździłam do centrum Dubaju, stamtąd zawozili nas do portu i nurkowaliśmy z łodzi w morzu. Maryla Rodowicz: Czternastoletnia dziewczyna, blondynka, codziennie wsiada z Arabem do taksówki i jeździ do miasta. Oczywiście, że się buntowałam. Ale i dla Kasi nie ma czegoś takiego jak zakazy. Kiedy powie: "jadę" lub "idę", to jedzie lub idzie. Kiedy jeździła do Buffo w Warszawie, bo była fanką teatru, codziennie korzystała z taksówki tam i z powrotem. A wracała późno. Katarzyna Jasińska: Nie miałam wyznaczonej godziny powrotu. Mówiłam na przykład, że wrócę rano. Chociaż ty żądałaś: "Wróć o dziesiątej". Maryla Rodowicz: A co ty tam robiłaś pod tym teatrem? Przypalałaś marihuanę? Katarzyna Jasińska: Bez przesady, nie narkotyzowałam się tak, jak całe moje pokolenie, a marihuany nie przypalam, bo mi szkodzi. Niestety. Maryla Rodowicz: Naprawdę? A miałaś ją w kieszeni. Katarzyna Jasińska: Sprawdzałaś mi kieszenie? No wiesz! Muszę wziąć Kasię w obronę. Nie była taka zła, skoro nie popadła w żaden nałóg? Maryla Rodowicz: Nie mówię, że była zła, tylko trudna. Opuszczała lekcje albo szła na angielski i nigdy tam nie docierała, tylko spotykała się z klubem motocyklowym. Co cię w nich pociągało? Katarzyna Jasińska: Miałam swoich kumpli, braci, moją rodzinę. I też jeździłam na motorze. Maryla Rodowicz: Jakiś motor przyprowadziłaś do domu, WFM-kę chyba? Katarzyna Jasińska: Najpierw miałam WSK-ę, a potem MZ-tkę. Maryla Rodowicz: Zaczęła je rozbierać i składać. I w dodatku nie miała prawa jazdy. Katarzyna Jasińska: Ale szkołę zaliczałam, na szczęście nie przeszkadzała mi się rozwijać. Maryla Rodowicz: I równolegle zaczęłaś się fascynować końmi na wakacjach, u ojca na Mazurach. Mnie zaniepokoiła Kasi historia internetowa. Maryla Rodowicz: To było rok przed maturą. Kasia popadła w nałóg i romans internetowy. Rano nie chciała iść do szkoły, mówiła, że boli ją głowa. Pomyślałam: Dlaczego? W końcu weszłam o czwartej nad ranem do jej pokoju, a tam otwarty komputer, a ona klika w najlepsze. Zabrałam kabel. A następnej nocy ona zabrała klatkę z białym królikiem i pojechała pociągiem do Wrocławia. Nigdy w życiu tego chłopaka wcześniej nie widziała ani w życiu nie była we Wrocławiu. Na miejscu okazało się, że on w domu razem z ojcem reperuje telewizory. Nie zakochałaś się w tym chłopaku? Katarzyna Jasińska: Wydawał mi się całkiem w porządku. Maryla Rodowicz: Siedziałaś tam dwa miesiące, sama przez cały dzień, bo on naprawiał te telewizory. Katarzyna Jasińska: Czy musimy wchodzić w takie szczegóły? Maryla Rodowicz: W końcu powiedziałaś ojcu, gdzie jesteś. Pojechaliśmy więc z Krzysztofem do Wrocławia, zgodziłaś się zamieszkać z ojcem w Krakowie. Do mnie już nie wróciłaś. Ojciec znalazł dla niej szkołę, gdzie bardzo dobrze zdała maturę, na same szóstki. A potem złożyła papiery na Uniwersytet Jagielloński, gdzie przyjęli ją bez egzaminu, i zdała egzamin wstępny na Akademię Rolniczą z drugą lokatą. Katarzyna Jasińska: Mama chciała, żebym studiowała w akademii sztuk pięknych. Maryla Rodowicz: Bo masz talent plastyczny, a zaczęłaś studiować hodowlę zwierząt. Ale chyba się zraziłaś, bo tam za dużo było o gatunkach gleby i nawożeniu i trzeba była projektować kurniki. Katarzyna Jasińska: Zraził mnie po prostu niski poziom wykładowców. Bardzo chętnie zobaczę, jak to wydrukujecie. Teraz czeka mnie nowa przygoda ze szkolnictwem wyższym. Zaproponowano mi pracę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Będę prowadziła zajęcia dla studentów czwartego i piątego roku psychologii, zrobię wszystko, by moi studenci nie czuli się tak, jak ja kiedyś. Maryla Rodowicz: Kasia ma dużą wiedzę w wielu dziedzinach. Ja na przykład podziwiam ją za to, co wie o życiu zwierząt podwodnych. Zwłaszcza o węgorzach. Katarzyna Jasińska: Bo węgorze akurat mnie interesują, a kiedy coś mnie interesuje, zagłębiam się w temat. Ale kiedy mnie nie interesuje, nie czytam o tym wcale. Dlatego od 15 lat nie oglądam telewizji. Bez telewizji jest na pewno spokojniej. Katarzyna Jasińska: Jest bardzo dobrze. Nie jestem w stanie usiedzieć długo u mamy, gdzie telewizor jest włączony przez cały dzień, a centrum domu to kanapa i odbiornik. Oglądają wszystkie turnieje tenisowe i rozmowy polityczne. To nie do z niesienia. U mnie centralnym punktem domu jest kuchnia, kiedy ktoś przychodzi, gadamy w kuchni, ja piekę ciasta, a koty siedzą na kolanach. Maryla Rodowicz: A ja lubię polityczne rozmowy. Katarzyna Jasińska: Dla mnie to sami oszuści. Wybaczcie, ale moim zdaniem jesteście bardzo do siebie podobne. Żadna drugiej nie ustąpi. Maryla Rodowicz: Jest jeszcze babcia, moja mama. Katarzyna Jasińska: Też do nas bardzo podobna. Mój brat Jasiek mówi o nas, że jesteśmy identyczne, tylko że babcia jest demonem, mama trochę mniejszym demonem, a ja przy nich wychodzę na świętą. Maryla Rodowicz: Akurat! Katarzyna Jasińska: Z pokolenia na pokolenie ta moc słabnie. Marylo, nie pamiętam, żebyś Ty była tak zbuntowana jak Kasia. Maryla Rodowicz: Aż tak to nie. Moja babcia, czyli mama mojej mamy, mogłaby ci o mnie opowiedzieć, gdyby żyła. To ona się mną zajmowała, bo mama pracowała. Kiedyś chodziło się do pracy na siódmą rano. Mama była dekoratorem wystaw sklepowych, po pracy śpiewała w chórze PSS (Powszechna Spółdzielnia Spożywców), a w domu do nocy malowała ręcznie pocztówki świąteczne. Katarzyna Jasińska: A niektórzy dzisiaj chodzą do pracy na czwartą rano, jak ja. Latem, kiedy jest gorąco, o ósmej muszę już mieć konie nakarmione, wyczyszczone, oporządzone. Maryla Rodowicz: Rok temu, kiedy pracowałaś w stajni na wsi w Szwajcarii, musiałaś wstawiać codziennie o piątej rano. Żeby wyrzucić gnój spod tych koni, wywieźć go taczką, potem podłożyć świeże siano. Napoić, nakarmić. I na każdym koniu jeździć godzinę. Katarzyna Jasińska: A było ich siedem, a zimą jeszcze dodatkowo młodzież do zajeżdżenia – razem 14. Cały dzień z głowy. Maryla Rodowicz: Po roku takiej pracy wyrobiłaś sobie niesamowite mięśnie. Katarzyna Jasińska: Myję zęby przed lustrem i patrzę, a na szyi mam straszną gulę, jakby mnie coś ugryzło. Podnoszę drugą rękę – tak samo. Zrobiło mi się karczycho jak u Haldkorowego Koksa. Chyba zaimponowałaś tym swojej mamie? Maryla Rodowicz: Zaimponowała, ale denerwowałam się, że nie dostaje pensji, siedzi w Szwajcarii, pracuje jak wyrobnica, a ja muszę ją utrzymywać. Kasia twierdzi, że dużo skorzystała, bo ten Szwajcar jest świetnym fachowcem, to najlepszy instruktor naturalnej metody pracy z końmi w Europie. Katarzyna Jasińska: Byłam u niego na terminie po prostu. Maryla Rodowicz: Jak chłopiec u szewca.
Wzór z motywem motocyklowym oraz logiem Easy Rider z czaszką. Body dziecięce z krótkim rękawkiem. Wykończenie pod szyją - lycrą. Zapinane na ramieniu i w kroku. Ściągacz 1x1. 100% bawełna. Gramatura: 160g Rozmiary: 3m / 6m / 9m / 12m Idealne na prezent dla nowego członka rodziny. Nadruki wykonane metodą sitodruku zapewniają żywe odwzorowanie barw. Nikt jeszcze nie napisał recenzji do tego produktu. Bądź pierwszy i napisz recenzję. Tylko zarejestrowani klienci mogą pisać recenzje do produktów. Jeżeli posiadasz konto w naszym sklepie zaloguj się na nie, jeżeli nie załóż bezpłatne konto i napisz recenzję.
Drożdżowe ciasto, bułka na mleku, czy pajda chleba z masłem to jej ulubione przysmaki. Master Chef dodał jej odwagi, wiary we własne możliwości. Marta Makowska: Jakie emocje towarzyszyły ci podczas finału Master Chef? W finale nie byłam tak zestresowana, jak podczas oczekiwania na niego. Muszę przyznać, ze nerwy i świadomość tego, jaki poziom powinny mieć moje dania, z kim konkuruję, a także to, że to już koniec programu, sprawiały, że nie potrafiłam logicznie myśleć. Przez cały dzień nie byłam w stanie nic zjeść. Z Basia pocieszałyśmy się, że jakoś to będzie. Który odcinek wspominasz najlepiej, a który najgorzej? Najlepiej wspominam gotowanie na krakowskim rynku. Była tam fantastyczna atmosfera. Pracowaliśmy szybko, zgodnie, po prostu fantastycznie. Najtrudniej z kolei było mi podczas odcinka, w którym gościem był Joe Bastianich. Chodziło o dopasowanie dania do przyniesionego przez niego wina. Miała wtedy zły dzień i wszystko sprzyjało kulinarnej katastrofie. Jednak uratował cię hamburger… Tak. Musisz mi wierzyć, chciałam stamtąd uciekać ile sił w nogach, myślałam, że jest surowy w środku. Czy po udziale w Master Chef twoje życie jakoś się zmieniło? Na pewno zmieniło się moje podejście do kuchni. Przed programem inspiracją dla mnie były książki kulinarne, czasopisma, Internet, blogosfera. A po programie rzucona na głęboką wodę zauważyłam, że sama potrafię komponować smaki, tworzyć. Program dodał mi odwagi i wiary w siebie. Nigdy też nie sądziłam, że już po programie poznam tylu fantastycznych ludzi, że spotka mnie z ich strony tak pozytywny odzew. Program był dla mnie niesamowitą przygodą. Śmiem twierdzić, że największą w życiu. Jednak jestem osobą, która lubi swój świat i swoją historię, i po programie nie chcę na siłę tego zmieniać. Jestem może bardziej rozpoznawana, mam więcej fanów, ale poza tym codziennie rano chodzę do pracy, sprzątam dom, i robię to, co lubię, czyli cały czas gotuję i bloguję. Sama eksperymentowałaś w kuchni, czy ktoś cię uczył? Kinga Paruzel: W domu dużo się gotowało. Babcia robiła obiady, mama zawsze piekła nam słodkości. Chyba od nich przemyciłam niektóre umiejętności. A jak rozpoczęła się twoja przygoda z gotowaniem? Moja przygoda z gotowaniem rozpoczęła się zaraz po ślubie, czyli ponad 5 lat temu, kiedy musiałam i chciałam zrobić coś smacznego dla męża. Ślub stał się motywacją do nauki gotowania… Tak. Co prawda pochodzę, z rodziny gdzie zawsze dużo się gotowało i gotuje do tej pory. Z gotowaniem byłam opatrzona, jednak zawsze wszystko miałam po prostu podkładane pod nos. Nic nie musiałam robić. Co możesz powiedzieć na temat swojej kuchni? Moja kuchnia jest na pewno prosta, ponieważ cenię sobie właśnie nieskomplikowane smaki, uwielbiam ziemniaki z kefirem albo pajdę chleba z masłem. Jest też z pewnością szybka, bo jako osoba pracująca nie mam za wiele czasu, aby w pełni oddać się moim kulinarnym fantazjom. A po programie Master Chef stała się także pełna eksperymentów. Jest coś, co najbardziej lubisz gotować, piec? Piec to chyba wszystko. Uwielbiam zapach drożdżowego ciasta w niedzielny poranek, grudniowe wieczory, kiedy z piekarnika czuć piernik. Uważam, że jedzenie i zapachy pozwalają nam pamiętać o ludziach, z którymi się jadło, o miejscach gdzie się jadło. A co pojawia się na twoim stole? Na pewno jest na nim dużo słodkości. A co do kuchni wytrawnej, to makarony, zupy oraz oczywiście ryby, które wprost uwielbiam. A mąż ma większe wymagania niż przedtem? Musisz go zaskakiwać nowymi potrawami? Aj mój mąż, po moim udziale w Master Chef ma stanowczo większe wymagania, niż przedtem. Już zapomnieliśmy, jak smakują zwykłe kanapki. Cały czas wymyślam coś nowego, na jego życzenie. … Zauważyłam, że mąż częściej pomaga mi w kuchni. Sam gotuje niektóre potrawy, co mnie bardzo cieszy. Muszę jednak przyznać, że jest on moim największym krytykiem i ciężko zadowolić jego podniebienie. Wysoko stawia poprzeczkę… Chwali mnie dopiero wtedy, kiedy według niego coś jest naprawdę wyjątkowe. Kiedy już inni goście potrafią się rozpływać na temat jakiejś potrawy, on stwierdza, że jest po prostu dobra. Na co dzień zajmujesz się fotografią. Pracuję w rodzinnej firmie fotograficznej, z ogromnymi tradycjami, bo założył ją mój dziadek w 1929 roku. Ja nie jestem fotografem, jest nim moja mama, siostra, a ja cały czas szkolę mój warsztat, aby móc im dorównać. Fotografia to dla ciebie pasja, czy raczej przywiązanie do tradycji? Myślę, że i to i to. Jednak bardziej interesuje mnie fotografia kulinarna, niż studyjna, czy portretowa. Mój blog to właśnie to miejsce, gdzie wszystkie moje pasje są w jednym miejscu i mogę je pokazać światu. A nie myślałaś o tym, żeby rzucić pracę w rodzinnym studiu i na przykład otworzyć własną restaurację? Nie, nigdy o tym nie myślałam. Po prostu mam świadomość, że nasza firma dała mi wykształcenie, chleb i dzięki niej jestem, gdzie jestem. Ona mnie nigdy nie ograniczała podczas mojego życia, więc dlaczego miałabym to wszystko zostawić? Rodzina jest dla mnie bardzo ważna, a nasza wspólna firma jest jej nieodłączną częścią. Na cukiernię, czy restaurację przyjdzie jeszcze czas, ale wtedy będę starała się wszystko pogodzić. A jeżeli chodzi o twojego bloga, to po Master Chef jest bardziej oblegany? Na pewno dzięki programowi przybyło mi czytelników, co mnie bardzo cieszy. Staram się regularnie dodawać wpisy. Blog, to tak jakby mój dom. Zapraszam ludzi życzliwych, miłych, pogodnych, z pasją. Chcę pokazać kawałek mojego świata. Cenię sobie i szanuję mojego czytelnika i mam nadzieję, że dobrze się u mnie czuje. Najbardziej cieszy mnie, kiedy ktoś korzysta z moich przepisów i pozostawia po sobie jakiś ślad, w formie komentarza. A co z innymi pasjami? Kocham konie, są częścią mojego życia. Od dziecka jeżdżę konno, mam swoje dwie, cudowne klacze. One nauczyły mnie zarówno odpowiedzialności, jak i obowiązkowości. W stajni jestem codziennie od 6 rano, nie wyobrażam sobie dnia bez moich parzystokopytnych. Opowiedz o Resedzie i Ryoko Reseda to koń, którego sprowadził mi tata z zagranicy, rasy Hannover. W styczniu będzie miała 19 lat i jest niesamowitą indywidualistką. Ryoko to jej córka. Jest bardzo spokojna, a jednocześnie potrafi zmienić się w dynamit. Obie codziennie witają mnie w stajni rżeniem, reagują na gwizdanie, to znaczy przychodzą jak pies, gdy gwiżdżę, a one są na łące. Masz też psa... Cudownego Beagla. Jest to chyba jeden z najbardziej wygodnych psów na świecie. Codziennie rano jeździ ze mną do stajni, a wieczorami biegamy, strasznie lubię ruch, więc mój pies jest czasami bardziej zmęczony ode mnie. Wygodnych? Tak, śpi w domu na kanapach, całe je zajmuje. Nawet siłą nie da się go z nich wygonić. W stajni, kiedy jest mu zimno, ściąga koniom derki z boksów – takie płaszczyki na zimę i się na nich kładzie. Lubisz sport… Bardzo lubię. Codziennie ćwiczę, w weekendy biegam, latem jeżdżę na motorze crossowym i skuterku, a do pracy dziesięć kilometrów jadę na rowerze. Jak znajdujesz na to wszystko czas… Wszystko to kwestia organizacji. Mój dzień, to pobudka o 5. Od 6 do 9 jestem w stajni, potem śniadanie z mężem, praca, wieczorem fitness, a później moja cudowna kuchnia na przemian z komputerem. Intensywny dzień, a kiedy czas na odpoczynek? Właśnie chyba sport mnie odpręża. Ładuje moje akumulatory. A co najlepiej wspominasz ze swojego dzieciństwa? Budyń od babci, pierogi ruskie pani gosposi – sąsiadki z gór, gdzie mamy drugi dom i oczywiście bułkę na mleku, którą robiła mi babcia. A co z marzeniami…. Moim dalekim marzeniem jest mieć swoją własną stajnię z restauracją oraz cukiernią.
Mimo że Dzień Babci i Dzień Dziadka obchodzimy w styczniu, to każda okazja jest dobra, by pomyśleć o tych osobach, tak ważnych w życiu większości dzieci. Pomyśleć, albo poczytać, gdyż książek, w których seniorzy rodu odgrywają ważną rolę, nie brakuje. Jednak ta, będąca bohaterką niniejszej recenzji, pt. „Moja babcia, mój dziadek”, jest wyjątkowa, bo poświęcona wyłącznie babciom i dziadkom. Autorka: Ewa Świerżewska Zerkające z okładki postacie, stojące w drzwiach, zapraszają małego czytelnika do środka, by spędził z nimi kilka chwil i poznał babcie i dziadków o rozmaitych charakterach, zainteresowaniach i zróżnicowanym wyglądzie. Każdy inny, ale bliski Jest dziadek pilnujący, by się ciasto nie przypaliło, dziadek zapominalski; z wiertarką, ze wstążką, polerujący medal. Są też babcie: wspominająca wiosnę, uginająca się pod ciężarem zakupów, tuląca z miłością i czytająca książkę. Wszyscy oni, choć każdy inny, z wielką miłością i czułością traktują swoje wnuki. Są dla nich wsparciem i żywą historią. I gdy już ich zabraknie, zerkają ze zdjęcia, latają z ptakami lub błyszczą między gwiazdami – choć daleko, nadal są blisko. Oldschool w cenie Książka „Moja babcia, mój dziadek” przyciągnęła moją uwagę okładką, która przywiodła mi na myśl czasy dzieciństwa. Jej barwa oraz styl prezentowany przez ilustratorkę obudziły ciepłe wspomnienia. Doskonale pamiętam wakacje spędzane z babcią i dziadkiem, bale karnawałowe w starej kamienicy, spiżarnię pełną tajemniczych przedmiotów. Z uwagą przyjrzałam się poszczególnym bohaterom, ich cechom fizycznym, a także wykonywanym czynnościom i muszę przyznać, że niemal w każdym z nich odnalazłam cząstkę moich babć i dziadków. Czytajcie razem, póki czas Wierszowany tekst Małgorzaty Swędrowskiej w towarzystwie wspomnianych już, oldschoolowych ilustracji Joanny Bartosik aż się proszą, by najmłodsi czytali razem z babcią lub dziadkiem. Ta niezwykła więź, która tworzy się podczas wspólnej lektury, oby trwała jak najdłużej. Moja babcia, mój dziadek Małgorzata Swędrowska il. Joanna Bartosik wyd. Wytwórnia, 2020 wiek: 3+
moja babcia jeździ w stajni na motorze